Sprawa była bardzo kontrowersyjna i interesowały się tym media.
Czyli powiatowy lekarz weterynarii kazał zagazować indyki przed pobraniem próbek do badań w celu sprawdzenia, czy mają ptasią grypę.
Zdecydowano się na zabicie prewencyjne, a potem się okazało, że zwierzęta były zdrowe.
Szokująca decyzja weterynarii
To nie jest najbardziej szokujące, bo takie działanie jest (co do zasady:) dozwolone, ale szokujące jest to że postępowanie trwało 5 miesięcy i zakończyło się… odmową wypłaty odszkodowania.
Przez cały czas trwania postępowania Inspekcja Weterynarii nie miała jakichkolwiek zastrzeżeń co do sposobu prowadzenia gospodarstwa przez hodowcę i przestrzegania tzw. zasad bioasekuracji przed ptasią grypą.
Dopiero w decyzji końcowej jako preteksty podano, że rzekomo pracownicy się nie przebierali w odzież ochronną, że maty dezynfekcyjne były brudne, że fermy były zbyt blisko siebie itp. Zarzuty same w sobie są bzdurne. Ale najważniejsze jest to, że żadna przecież choroba nie wystąpiła! Zatem żadne ewentualne naruszenia i tak nie miały wpływu na rozprzestrzenianie się ptasiej grypy.
Wygrana w sądzie
W postępowaniu sądowym udowadnialiśmy, że wszystko było ok z prowadzonym gospodarstwem. Starannie przesłuchiwaliśmy wszystkich świadków, zarówno “naszych”, jak i pracowników Inspekcji Weterynarii. Sąd I instancji przyznał nam rację.
Jednak po tym, jak druga strona się odwołała, nieoczekiwanie sąd II instancji “z urzędu” zdecydował, że chce jeszcze powołać biegłego – dla oceny, czy hodowca odpowiednio przestrzegał zasad. Oczywiście to by spowodowało, że cała sprawa przeciągnęła by się jeszcze jakiś rok… Bo samo sporządzenie opinii zajęło by biegłemu jakieś pół roku, to dodatkowe miesiące zajęłoby wniesienie zastrzeżeń do opinii przez którąś stronę i pewnie wezwanie biegłego na rozprawę. Czyli dodatkowy rok, jak nie więcej.
Po burzy mózgów w kancelarii doszliśmy do wniosku, że sędzi… umknęło, że tam nie było żadnej ptasiej grypy! I stąd da dziwna decyzja, żeby powoływać biegłego.
Zdecydowaliśmy się pójść na całość – i zamiast wysłania do sądu propozycji pytań do biegłego, napisaliśmy pismo, które jest bardzo „nieprawnicze”, bo składało się tylko z kilku zdań:) Mianowicie pogrubioną czcionką napisaliśmy, że biegły nie jest potrzebny, bo żadna choroba nie wystąpiła.
To poskutkowało – sędzia zrezygnowała z powoływania biegłego i zakończyła sprawę. Naszą wygraną w wys. 2,3 mln zł.
Brak podobnych artykułów.